Z czego mam ugotować tę stronę? Różnice, branding i realne przykłady

Ile kosztuje strona internetowa? To pytanie wraca jak bumerang. A odpowiedź brzmi: to zależy. Od tego, co klient przyniesie, co trzeba stworzyć od zera i jak bardzo projekt zbliża się do budowania marki.

Są dwa rodzaje klientów

Jeden przychodzi do kucharza z gotowym przepisem i mówi:

– Proszę bardzo, tu mam składniki, wszystko świeże, proporcje od dietetyka, nawet bazylia z własnego ogródka.

Kucharz kiwa głową, obiera, kroi, miesza, podaje. Klient zadowolony, danie gotowe, rachunek uczciwy.

Drugi klient przychodzi z innym pomysłem:

– Dzień dobry, chciałbym coś pysznego. Nie wiem co, ale żeby było w moim stylu. I niech to będzie na jutro. Aha, budżet mam taki, jak za kebaba.

Tylko że… nie przyniósł ani składników, ani przepisu, ani nawet informacji, czy on w ogóle lubi ryż.

I teraz uwaga — jestem tym kucharzem. Tylko zamiast garnków mam edytor, fonty, kolory, układy, i w tej kuchni gotuję strony internetowe.

I często naprawdę potrafię coś ugotować, nawet jak nie mam pełnej lodówki. Ale im mniej dostanę — tym więcej muszę wymyślić. A to już nie jest gotowanie. To jest cały proces twórczy, który kosztuje czas, energię i — tak, dobrze się domyślasz — też więcej pieniędzy.

Projektowanie marki to nie tylko składanie strony

Bo wiesz, jest różnica między tym, że ktoś mi przynosi logo, kolory, fonty i mówi:

– Zrób z tego sensowny layout.

a tym, że ktoś mówi:

– Nie mamy nic, ale zróbcie, żeby było ładnie, nowocześnie i żeby się ludziom podobało.

To jak składanie samochodu z gotowych części…
albo budowanie go od zera, bez projektu, bez części i z pytaniem:

  • A będzie mi się wygodnie siedziało?
  • A kolor będzie pasował do mojego biura?
  • A można dołożyć przycisk „kup teraz” tak na błysk, żeby świecił?

I ja wtedy siadam, patrzę na ten projekt i wiem jedno:
To już nie jest „złożenie strony”. To jest projektowanie marki.
A to zupełnie inna para kaloszy — i zupełnie inny cennik.

Ile kosztuje strona internetowa, gdy klient przynosi wszystko — a ile, gdy nic?

Czasem jak słyszę pytanie:

– A dlaczego to tyle kosztuje, skoro to tylko strona internetowa?

to mam ochotę odpowiedzieć pytaniem:

– A dlaczego sushi kosztuje więcej niż parówka?

Bo to, co dla jednego jest „tylko stroną”, dla drugiego jest całą twarzą firmy.

Brak brandingu to brak fundamentów

Kiedy klient nie ma brandingu, to nie chodzi tylko o to, że nie ma koloru przewodniego. Nie ma też fontu, nie ma zasad, nie ma stylu komunikacji.

I wtedy… zgadnij, kto musi to wszystko wymyślić?

No właśnie. Ten sam człowiek, który miał „tylko złożyć stronę”.

To trochę tak, jakbyś poszedł do blacharza z pytaniem:

– Złoży mi Pan auto?
– Jasne, ma Pan części?
– Nie, ale mniej więcej wiem, że lubię czerwone.
– A silnik?
– Coś cichego, ale żeby przyspieszał jak Tesla.

No więc z grzeczności siadamy, rysujemy, podpowiadamy. Dobieramy kolory, które będą pasowały do charakteru firmy, fonty, które nie wyglądają jak żywcem wyjęte z Worda 2003, struktury, które mają sens. I dopiero wtedy zaczynamy „budować”.

Ale to już nie jest składanie. To jest pełnoprawne projektowanie.

A jak ktoś chce, żeby to wyglądało profesjonalnie, no to sorry — to już nie jest cena „za stronę”. To cena za myślenie, za pomysł, za doświadczenie.

Przykład z życia (i z koloru ścian)

Klient mówi:

– Bardzo mi się podoba ta strona, idealnie trafiliśmy z kolorami. Będę malować biuro, to bym te kolory wziął. A jakie to są dokładnie odcienie?

I wtedy wiem jedno:
Tak, zrobiliśmy branding.
Tylko klient jeszcze nie wie, że to właśnie to, za co się normalnie płaci osobno.

Ile kosztuje dobra strona?

Zanim ktoś złapie się za głowę albo przeliczy to od razu na złoto, platynę i dwa worki cebuli — data publikacji: kwiecień 2025.

Scenariusz 1 – klient z wyprawką

  • Logo – jest.
  • Kolory – zdefiniowane.
  • Fonty – wybrane.
  • Treści – gotowe.
  • Zdjęcia – spójne.
  • Struktura – ustalona.

Moja rola? Ułożyć to w całość, dorzucić estetykę i zadbać o spójność.

Cena: od 2000 do 4000 funtów – zależnie od poziomu dopieszczenia i dodatkowych funkcji.

Scenariusz 2 – klient z pomysłem i jpgiem

  • Logo? „Mamy takie coś w JPG.”
  • Kolory? „Coś niebieskiego, ale nie za zimnego.”
  • Fonty? „A w Canvie (canva.com) są fajne.”
  • Treści? „Coś tam napisaliśmy, ale jakby Pan to mógł poprawić.”
  • Zdjęcia? „Na razie z telefonu, ale planujemy sesję.”
  • Struktura? „Nie wiemy, ile chcemy zakładek, może Pan coś zaproponuje?”

I teraz ja już nie tylko gotuję. Ja projektuję kuchnię, piszę przepis, jadę na zakupy i jeszcze próbuję zgadnąć, co domownikom zasmakuje.

Cena: od 6000 do 9000 funtów – a czasem i więcej. I to nadal nie jest branding agencyjny.

Scenariusz 3 – wszystko od zera

Jeśli mówimy o pełnym pakiecie:

  • branding,
  • strategia,
  • identyfikacja wizualna,
  • projekt strony,
  • teksty,
  • sesja zdjęciowa,
  • analiza grupy docelowej,
  • rozpiska pod kątem konwersji

to witamy w świecie agencji marketingowych.

Ceny? Od 15 000 funtów w górę.
A kończyć mogą się… no, na tyle, ile masz budżetu.

Strona ≠ marka

Strona internetowa to nie to samo, co budowanie marki od zera.

To jakby iść do piekarza i zamawiać wesele.
Można, ale trzeba się liczyć z tym, że będzie trzeba zatrudnić jeszcze kilku kucharzy i DJ-a.

Na koniec – uczciwość

Zanim ktoś zacznie wyciągać kalkulator albo dzwonić do księgowej — ceny, które przytoczyłem wyżej, to nie są moje ceny.

To są widełki rynkowe, wyniki przeglądu ofert konkurencyjnych firm, które działają w różnych częściach rynku — niekoniecznie w Londynie, niekoniecznie solo, często jako zespoły albo agencje.

To po prostu próba pokazania skali. I różnicy.

Bo między „mam wszystko, zróbmy stronę” a „nie mam nic, proszę mi zbudować obecność w sieci i w życiu” — jest przepaść. I ta przepaść kosztuje.

I jeszcze jedno…

Za każdym razem, kiedy ktoś do mnie trafiał — z logo, bez logo, z wizją, bez pomysłu — siadaliśmy razem, rozrysowywaliśmy sytuację, ustalaliśmy co jest, czego brakuje, i szukaliśmy rozwiązania.

Nie odsyłałem nikogo do agencji z ofertą od 15 tysięcy.
Nie mówiłem: „wróć Pan, jak Pan będzie miał cały branding.”

Po prostu szukaliśmy rozsądnej drogi, żeby zbudować uczciwą stronę za uczciwą cenę.

Bo każdą stronę da się zbudować — tylko trzeba wiedzieć, z czego.
A jeśli czegoś brakuje, to da się to nazwać, dorzucić, uzupełnić.
Trzeba tylko wiedzieć, co jest składnikiem, a co dodatkiem.

I właśnie dlatego ten artykuł powstał.
Nie żeby kogoś zniechęcić.
Tylko po to, żeby klient, który przychodzi z trzema zdjęciami i pomysłem w głowie —
wiedział, o co warto jeszcze zadbać, zanim wsiądziemy razem do tego kreatywnego auta.