Pan mi zrobi stronę, ale proszę tylko jedną zakładkę

– czyli jak wyszło siedem podstron i slider z dronem

Historia oparta na faktach (i odrobinie wyobraźni)

Zanim zacznę właściwą opowieść, pozwólcie, że dodam jedno zastrzeżenie.
Historia, którą zaraz przeczytacie, nie wydarzyła się dokładnie tak, jak ją opisuję. To mieszanka kilku różnych projektów, rozmów, telefonów i maili. Trochę tu faktów, trochę przerysowań — ale kto pracował choć chwilę w tej branży, ten szybko rozpozna, że wszystko to wydarzyć się mogło… i w zasadzie wydarza się regularnie.

Miało być prosto — czyli HTML na start

Kiedy klient przedstawił swoją pierwszą wizję — jedną zakładkę, bez bajerów — naturalną propozycją była budowa strony w czystym HTML-u.
Prosta, szybka, lekka. Bez konieczności tworzenia bazy danych, bez skomplikowanych konfiguracji, bez potrzeby późniejszej administracji.
Taki projekt można postawić i spokojnie zostawić — działa sobie w tle, nie wymaga aktualizacji, a ryzyko awarii jest minimalne.

Od jednej zakładki do pełnoprawnej strony

„Panie Pawle, ja to tylko taką prostą stronkę bym chciał. Jedna zakładka, bez żadnych bajerów.”

Słuchałem, kiwałem głową i notowałem: prostota, jedna zakładka, bez bajerów.
W głowie układałem już pomysł na estetyczną, przejrzystą stronę — taką, która spełni oczekiwania klienta.

Wystarczyło jednak kilka minut rozmowy, żeby lista zaczęła się wydłużać:

  • galeria zdjęć — bo przecież warto pokazać ofertę,
  • formularz kontaktowy — bo dziś nikt już nie chce dzwonić,
  • wersja po angielsku — bo klienci zza granicy też muszą się odnaleźć.

Kiedy prostota przestaje wystarczać

Jednak w miarę jak rozmowa się rozwijała, a lista potrzeb rosła — galeria zdjęć, formularz kontaktowy, wersja językowa, dynamiczne treści —
stało się jasne, że strona w czystym HTML-u po prostu nie sprosta tym wymaganiom.

Prosta wizytówka zamieniała się powoli w coś więcej: w serwis, który miał nie tylko informować, ale też angażować użytkowników, aktualizować się, reagować na zmieniające się potrzeby.

I właśnie wtedy zaproponowałem przejście na WordPressa — rozwiązanie, które było odpowiedzią na realne oczekiwania projektu.

CMS dawał elastyczność, ale też niósł za sobą nowe wyzwania:
potrzebę aktualizacji, zabezpieczeń, regularnej opieki i świadomego zarządzania treściami.

To nie była zmiana „dla zasady” — to było dostosowanie narzędzia do rzeczywistych potrzeb klienta.

WordPress? Ale po co takie skomplikowanie?

Widząc, że projekt staje się coraz bardziej rozbudowany, zaproponowałem coś sprawdzonego: WordPress.
Wyjaśniłem, że WordPress jest elastyczny, przyjazny i pozwoli klientowi później samodzielnie zarządzać stroną.

Dodałem uczciwie, że system ten ma bogatą dokumentację, którą oczywiście podeślę — ale ostrzegłem też, że jest tego sporo i wymaga czasu na zapoznanie się.
Dlatego zaproponowałem coś więcej: prostą, dopasowaną instrukcję użytkowania przygotowaną specjalnie pod jego stronę.

– A ta dokumentacja WordPressa jest darmowa, prawda? – zapytał klient.
– Tak, w pełni dostępna online.
– No to jak coś, to ja sobie doczytam.

I znów — kolejna decyzja o rezygnacji z usługi, która mogła naprawdę ułatwić życie.

Administrator czy edytor? Po co komplikować…

Na wszelki wypadek zaproponowałem też stworzenie specjalnego konta edytora — ograniczonego tylko do edycji treści.
Bez możliwości zmiany ustawień wtyczek, szablonów czy kluczowych opcji strony.

Tłumaczyłem, że to bezpieczniejsze, szczególnie jeśli ktoś nie pracuje na co dzień z WordPressem.

Odpowiedź?
– Ale to znowu kosztuje, prawda?
– Tak, wymaga dodatkowych ustawień.
– To ja będę uważał.

Zanotowałem w myślach: ostrożność na słowo honoru.

Miesięczna opieka? Przecież nic się nie stanie

Ostatnia moja propozycja była wręcz rutynowa:
miesięczna administracja strony — aktualizacje, kopie zapasowe, zabezpieczenia, monitoring działania.
Tak, by strona nie tylko działała po uruchomieniu, ale żeby była stabilna, bezpieczna i gotowa na zmiany technologiczne.

– To też dodatkowa opłata?
– Tak, obejmuje bieżące utrzymanie strony.
– Eee, nie będzie potrzebne. Jak coś się popsuje, to wtedy się zobaczy.

Problemy, które przyszły szybciej niż się spodziewano

Początkowo wszystko wyglądało dobrze.
Strona działała, klient był zadowolony, zdjęcia z galerii błyszczały w pełnym słońcu, a slider z dronem prezentował się imponująco.

Do czasu.

Pierwszy problem pojawił się dwa tygodnie później:

  • „Zmieniłem coś w galerii i teraz nic się nie wyświetla.”
  • „Zniknęła wersja angielska.”
  • „Nie działa formularz.”
  • „Strona się rozjechała po aktualizacji motywu.”

Każdy z tych problemów miał wspólny mianownik —
był bezpośrednią konsekwencją wcześniejszych decyzji: rezygnacji ze wsparcia, z instrukcji, z administracji.

Co ta historia naprawdę pokazuje?

Chciałbym, żebyście wynieśli z tej historii jedną, ważną myśl.
Nie chodzi o to, że projekt się rozrósł. To naturalne i w porządku.
Nie chodzi o to, że klient zmienił zdanie. To też normalne — każdy z nas chce dla siebie jak najlepiej.

Chodzi o świadomość, że kiedy projekt rośnie, rośnie też zakres pracy i odpowiedzialności.
A pewne rzeczy — bezpieczeństwo strony, stabilność, łatwość zarządzania — nie dzieją się „same”.
One wymagają pracy, uwagi i często również dodatkowych inwestycji.

Projekt to podróż, a podróż wymaga przygotowań

Każdy projekt internetowy — choć zaczyna się często od prostych słów „jedna zakładka” — jest w rzeczywistości podróżą.
Podróżą od pierwszej wizji do gotowego efektu, od wyobrażeń do konkretów, od prostych pomysłów do bardziej ambitnych rozwiązań.

I tak jak w każdej podróży, warto mieć plan.
Wiedzieć, dokąd chcemy dojść, jakie mamy środki, a także co będziemy robić, gdy na drodze pojawią się zakręty.

Dzięki precyzyjnym ustaleniom, otwartej rozmowie i wzajemnemu zrozumieniu, ta droga może być nie tylko bezpieczna, ale też przyjemna — zarówno dla klienta, jak i dla wykonawcy.
Bo zmieniające się potrzeby nie są problemem.
Problemy zaczynają się dopiero wtedy, gdy udajemy, że wszystko może zostać po staremu — bez zmiany planu, zakresu i budżetu.

Dlatego, jeśli jesteś projektantem i usłyszysz kiedyś słowa o „prostej stronie na jedną zakładkę” — uśmiechnij się.
To może być początek świetnej historii.

A jeśli jesteś klientem, pamiętaj — rozrastanie się projektu to rzecz całkowicie naturalna.
Warto tylko być na to przygotowanym i traktować rozwój strony jako część większego planu, a nie problem do uniknięcia.