Polak Polakowi stronę buduje, czyli jak się dogadaliśmy po angielsku

Polak nad brzegiem rzeki patrzy na przemysłowe miasto w Anglii – symbol początku emigracji i budowania czegoś nowego

Wszystko zaczęło się całkiem zwyczajnie

Odebrałem wiadomość po angielsku — zwięzłą, konkretną, trochę sztywną. Pytanie o stronę internetową. Styl korespondencji wskazywał, że autor nie był rodowitym Anglikiem, ale też nie na tyle nieporadny, by to było oczywiste. Odpisałem, też po angielsku. Po kilku kolejnych mailach coś zaczęło mi nie grać. I wtedy — w trzeciej wiadomości — zauważyłem stopkę:

Pozdrawiam, Jan Kowalski

Uśmiechnąłem się pod nosem. To nie był celowy zabieg. Najpewniej korzystał z innej skrzynki, z domyślną stopką ustawioną kiedyś w Polsce. Ale dla mnie to był wyraźny sygnał.

Wystarczyło jedno zdanie

Napisałem więc w kolejnym mailu po angielsku, ale pierwsze zdanie brzmiało:

Just out of curiosity — do you speak Polish?

Odpowiedź przyszła niemal natychmiast, cała po polsku, z wyczuwalną ulgą i rozbawieniem. Okazało się, że Jan dopiero niedawno przeprowadził się do Wielkiej Brytanii i zaczął rozwijać własną firmę. Polecił mnie znajomy Anglik, więc naturalnie założył, że trzeba pisać po angielsku. Nie wiedział, że trafił na swojego.

Znam ten stan aż za dobrze. Też zaczynałem. Też ostrożnie sprawdzałem każde słowo. Nie dlatego, że nie znałem języka, tylko dlatego, że na emigracji wszystko, co mówisz lub piszesz, to Twoja wizytówka. Chcesz wypaść profesjonalnie. Nie dać powodu do oceniania.

Wspólny język to nie tylko słowa

Od tamtej wiadomości rozmowa zmieniła się diametralnie. Już nie było napięcia, niepewności, wyważonych zdań. Pojawił się śmiech, poczucie wspólnoty, a przede wszystkim: zaufanie.

Strona, którą budowałem, miała być dla angielskiego klienta. Ale projekt powstał w porozumieniu dwóch ludzi, którzy rozumieją, co znaczy zaczynać wszystko od nowa. W nowym kraju. Z nowym językiem. Ale z tą samą historią w tle.

Bo czasem wystarczy jedna stopka, by zobaczyć, że nie jesteś tu sam.