Czasami patrzę, jak ktoś bierze do ręki coś, co dla wielu wydaje się skomplikowane, i zamiast się wycofać, idzie dalej — z ciekawością, z pomysłem, z odwagą. Tak właśnie wspominam jednego z moich klientów, który zamiast poprzestać na gotowej stronie, postanowił naprawdę ją poznać.
Nie tylko chciał mieć stronę internetową. Chciał ją rozumieć, rozwijać, ulepszać. A ja? Zamiast tylko dostarczyć gotowy produkt, miałem okazję zostać jego przewodnikiem po świecie WordPressa, Divi i wszystkich tych ukrytych możliwości, które dla wielu pozostają na zawsze niewidzialne.
Pierwsze rozmowy – więcej niż standardowe pytania
Już od pierwszych rozmów czułem, że to będzie współpraca inna niż zwykle. Zamiast klasycznego zestawu pytań o kolory czy układ strony, usłyszałem:
A w jaki sposób ja mógłbym sam zmieniać te sekcje? Da się to jakoś prościej poukładać?
Zamiast oczekiwać gotowych instrukcji, mój klient pytał, drążył, próbował zrozumieć, jak działa ten cały mechanizm ukryty za eleganckimi kafelkami Divi.
Wspólna droga – konsultacje, szkolenia i pierwsze sukcesy
Strona powstała sprawnie, bo projektowanie dla kogoś, kto wie, czego chce, i jednocześnie ma otwartość na nowe możliwości, to czysta przyjemność. Ale prawdziwa historia zaczęła się dopiero później.
Po odebraniu projektu nie zakończyliśmy współpracy na etapie „dziękuję i do widzenia”. Zamiast tego otrzymałem wiadomość:
Chciałbym się nauczyć, jak samodzielnie zarządzać tą stroną. Czy moglibyśmy umówić się na kilka godzin szkoleń?
Przygotowałem więc zestaw instruktażowych filmów, przeprowadziliśmy kilka konsultacji online — i z każdym tygodniem obserwowałem coś, co w tej pracy jest jednym z najpiękniejszych widoków: klient nie tylko uczył się systemu, ale zaczął go naprawdę rozumieć i twórczo wykorzystywać.
Chwile pełne humoru i eksperymentów
Oczywiście, były też chwile pełne humoru. Pamiętam dzień, gdy klient entuzjastycznie poinformował mnie:
Przyspieszyłem stronę, usuwając zbędne moduły.
Jak się okazało, usunął przy okazji formularz kontaktowy i stopkę. Śmialiśmy się wtedy oboje: on z własnej odwagi, ja z tego, jak kreatywnie można podejść do optymalizacji strony.
W pamięci szczególnie została mi inna sytuacja, kiedy po krótkiej przerwie w konsultacji klient napisał na czacie:
Chyba coś popsułem, ale nie jestem pewien co.
Okazało się, że zmienił kolejność sekcji na stronie głównej w sposób całkowicie niezamierzony. Ta scena, pełna śmiechu i wzajemnego zrozumienia, tylko jeszcze bardziej pokazała, jak ważne jest wspólne odkrywanie nowych obszarów.
Ale to właśnie ta odwaga i gotowość do nauki sprawiły, że projekt nie skończył się na utwardzonym szablonie, lecz żył, rozwijał się, nabierał charakteru.
Rozwój klienta – od ucznia do partnera
Z czasem klient samodzielnie zaczął odkrywać nowe funkcje Divi, zainteresował się dodatkami takimi jak Divi Supreme Pro, eksperymentował z efektami animacji, szukał tutoriali, inspirował się rozwiązaniami, o których nawet ja nie myślałem w kontekście jego projektu.
Ciepła refleksja na koniec
Może właśnie dlatego ta współpraca została we mnie tak mocno. Nie była spektakularna, nie wywracała codzienności do góry nogami, a jednak zostawiła ślad — taki cichy, ciepły, bardzo ludzki.
Przez lata pracy w zawodzie nauczyciela nauczyłem się, że najwięcej satysfakcji daje nie samo przekazywanie wiedzy, ale obserwowanie, jak ktoś zaczyna z niej korzystać na własnych zasadach. Tym razem nie był to uczeń w sali z tablicą, tylko klient, który nie chciał być tylko odbiorcą gotowej strony. Chciał się nauczyć. I to robił — krok po kroku, z pasją, z pytaniami, z ciekawością.
Były wiadomości z linkami:
Zobacz, co znalazłem, może by to dodać?
Były małe eksperymenty, czasem z zaskakującymi skutkami. Były konsultacje, nagrania, rozmowy.
I ten moment, kiedy już nie czekał na instrukcję, tylko sam znajdował rozwiązania, sam proponował zmiany.
Tak, zrezygnowałem z comiesięcznej opieki administracyjnej. Ale w zamian dostałem coś, co trudno wycenić — to uczucie, które zna każdy, kto choć raz naprawdę kogoś czegoś nauczył.
Poczułem, że do mojego wewnętrznego grona uczniów dołączyła kolejna osoba. Z tych, co to nie zadowalają się powierzchnią, tylko chcą sięgnąć głębiej.
„Stay hungry, stay foolish” — powiedział kiedyś Steve Jobs.
I chyba właśnie w takich chwilach najlepiej rozumiem, co to znaczy.
Bo choć strony internetowe zmieniają się każdego dnia, to takie historie zostają w sercu na bardzo długo.